niedziela, 29 marca 2015

"The sky full of stars"



Tytuł: "The sky full of stars"
Para: Leonetta (Leon + Violetta)
Grupa wiekowa: T

Od autorki: Znowu miniaturka, co za idiotka ze mnie ;-;  Na razie nie mam nic lepszego, więc dodaję to. Następnym razem postaram się napisać coś dłuższego ^^ 
Kolejną parą powinna być Marcesca, yay ♥ 
Kiedyś planuję też opublikować One Shot o Fedesce/Jortini/Ruchi/Falbie/Ludmaxi. (Z moich planów zwykle nic nie wychodzi, ale tym razem się postaram bardziej, niż normalnie :3 )


Spojrzała w górę. Ujrzała niebo usiane milionem gwiazd. Jedna, świecąca najjaśniej, przykuła jej uwagę. Postanowiła, że nazwie ją Leon i za każdym razem, gdy uniesie wzrok nocą, przypomni sobie o wszystkich chwilach, jakie razem przeżyli.
Opadła na ziemię, nie przejmując się tym, że pobrudzi nową sukienkę, i pozwoliła, by łzy spłynęły jej po policzkach. Nie musiała udawać, że czuje się dobrze. Nie chciała. Pragnęła w końcu zrzucić maskę, która przez cały czas zakrywała jej prawdziwe emocje.
Była silna przy nim, to wystarczy. Teraz nieważni są ludzie patrzący na nią, jak na wariatkę, spuchnięte oczy, rozmazany makijaż. Nic się nie liczy, gdy straciła swojego ukochanego.
Dlaczego pozwoliłaś mu odejść, skoro teraz masz zamiar cierpieć?
Zrobiła to dla jego szczęścia? Aby mógł spełniać swoje marzenia? Na tym właśnie polega miłość, prawda? Na wyrzeczeniach.
Zakochanie się w kimś jest gorsze od śmierci. Sprawia, że jesteśmy w stanie zrobić wszystko dla tej jedynej osoby. Stawiamy jej radość ponad naszą.
To wręcz idiotyczne, jak ważny może być dla nas drugi człowiek.
Przetarła oczy dłonią i wstała z pozycji siedzącej. Nie chciała dłużej znajdować się na lotnisku i łudzić, że z niewiadomych przyczyn samolot, którym leciał Leon zawróci, jednocześnie sprawiając jej największą radość.
Ruszyła w stronę samochodu. Łzy najwidoczniej nie chciały się kończyć, ponieważ ciągle wypływały z oczu. Postanowiła, że musi się do nich przyzwyczaić. Przez kilka następnych miesięcy tygodni będą jej najlepszymi przyjaciółkami. Nie opuszczą jej nawet na krótką chwilę.
Weszła do pojazdu i z całej siły uderzyła w kierownicę. Chciała dać upust emocjom. Musiała się na czymś wyżyć, inaczej zwariowałaby.
- Dlaczego mnie zostawiłeś, idioto?! – krzyknęła, prawie wyrywając sobie płuca.
Wiedziała, że jej nie usłyszy.
Zdawała sobie sprawę z tego, że sama pozwoliła mu odejść.
Ale to nie oznacza, że strata nie będzie boleć.
Stanęła przed drzwiami domu swojego chłopaka i zapukała kilkakrotnie. Nie musiała długo czekać, aż go zobaczy. Tuż po uchyleniu wrót, rzuciła mu się na szyję.
- Czasami wydaje mi się, że chcesz mnie udusić – zaśmiał się.
- Nigdy nie zrobiłabym tego osobie, którą kocham – delikatnie się od niego odsunęła i uniosła kąciki ust.
Bez zbędnych słów, udali się na górę, do pokoju młodego mężczyzny.
- Dlaczego chciałeś, żebym przyszła? – spytała, siadając na rogu łóżka. – Stało się coś złego?
- Wręcz przeciwnie – na jego twarz wstąpił promienisty uśmiech. – Mam szansę na rozwijanie swojej kariery. Jeden z producentów zobaczył mój występ i chce zorganizować mi własną trasę koncertową – mówił z wyraźnym podekscytowaniem.
Dziewczyna w pierwszej chwili ucieszyła się tak samo, jak chłopak. Jednak potem zrozumiała, z czym to się wiąże. Jeśli on wyjedzie, ich związek straci sens. Wszystko, na co tak długo razem pracowali, rozpadnie się w jednej chwili, pozostawiając po sobie pustkę w sercu.
- To cudownie – wymusiła uśmiech.
Mimo wszystko, nie mogła zrujnować jego marzeń. Wiedziała, jak Leonowi zależało na tym, aby ludzie poznali jego twórczość. W końcu nadarzyła się okazja. Nie pozwoli mu jej zmarnować.
- Nie wyglądasz na przekonaną – posmutniał. – Jeśli chcesz, żebym został, powiedz. Zrobię dla ciebie wszystko – ujął jej twarz w dłonie, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.
Znał ją lepiej, niż ktokolwiek inny, przecież byli razem przez całe trzy lata. Mimo to nie udało mu się wykryć fałszu wymalowanego na twarzy brunetki. Lub najzwyczajniej nie chciał tego zobaczyć.
~*~

Następnego ranka z trudem zwlekła się z łóżka. Najchętniej zostałaby pod kołdrą całe życie i wypłakała sobie oczy. Niestety, musiała iść do szkoły.
Wcześniej uczęszczała do niej z radością. Każdego dnia wręcz biegła, by jak najszybciej się tam znaleźć. Ale teraz wszystko się zmieniło.
Wystarczy, by zabrakło jednej osoby w naszym życiu, a od razu wszystko traci sens.
Weszła do kuchni, włączyła telewizor i zaczęła szykować sobie śniadanie. Jeszcze wczoraj robili to razem.
W pewnej chwili z głośników telewizora wypłynęły dwa, jakże okrutne zdania.
„Wczorajszy samolot z Buenos Aires do Nowego Jorku rozbił się. Nikt nie przeżył.”
Naczynie znajdujące się w jej dłoni wypadło na podłogę i roztrzaskało się z hukiem. Tak, jak jej serce.
Opadła na ziemię, a całe jej ciało przeszły dreszcze.
Nawet nie zauważyła, kiedy poraniła ręce odłamkami szkła. Ból fizyczny w tej chwili nie mógł równać się z psychicznym.
Nie potrafiła uwierzyć w to, że go straciła. Już na zawsze.
Pomyśleć, że wczoraj była tak głupia i rozpaczała przez to, że nie zobaczy go przez zaledwie rok.
Dwanaście miesięcy nie może równać się z cholerną wiecznością.
Po kilku, najgorszych w jej życiu, minutach, krew i łzy, spływające ciurkiem po jej twarzy, wymieszały się, tworząc wokół niej kałużę.
- Jeśli wziąłeś jego, na co czekasz?! – krzyknęła, kierując wzrok w górę. – Zabierz też mnie.
O dziwo, płacz pozwolił wypowiedzieć jej te, pełne nienawiści, słowa.
W pewnej chwili poczuła, jak kręci jej się w głowie. Oczy mimowolnie się zamknęły, a dziewczyna straciła przytomność.
Niedługo się zobaczymy.

~*~

Otworzyła powoli oczy. W pierwszej chwili nie mogła przyzwyczaić się do jasności, panującej w pomieszczeniu.
- Obudziła się! – nagle do jej uszu dobiegł donośny krzyk.
Momentalnie rozszerzyła powieki i spojrzała z przerażeniem na osobę, która prawie doprowadziła ją do zawału.
- F-Francesca? – z trudem wydusiła słowa.
- Nic nie mów – dziewczyna przyłożyła jej palec do ust. – Jesteś zbyt słaba. Straciłaś dużo krwi, musisz się oszczędzać – delikatnie się uśmiechnęła.
Dopiero teraz przypomniały jej się ostatnie wydarzenia.
Wypadek.
Strata.
Rozpacz.
Poczuła, jak łzy ponownie zbierają się pod jej powiekami.
Serce Violetty podzieliło się na jeszcze mniejsze kawałeczki, które rozprzestrzeniły się po całym jej ciele, powodując trudny do zniesienia ból.
Wtedy do pokoju wszedł on. Z tym samym blaskiem w oczach, identycznym uśmiechem oraz, jak zwykle, idealnie ułożonymi włosami.
Castillo otworzyła szeroko oczy. Nie mogła uwierzyć, że jej ukochany przed nią stoi.
Znalazła się w niebie?
- Ty żyjesz? – z trudem łapała oddech, wydawało jej się, że to najpiękniejszy sen.
- Jak widać – zaśmiał się. – I nie mam zamiaru nigdzie odchodzić.
- Ale… przecież… samolot – nie była w stanie wymówić tych okropnych słów.
- Wysiadłem, gdy wylądował się we Włoszech. Trochę zajęło mi dotarcie, ale już jestem – uniósł kąciki ust.
- Dlaczego to zrobiłeś? – oczy dziewczyny delikatnie się zaszkliły.
Nie sądziła, że Leon będzie w stanie zrezygnować z kariery na rzecz ich związku.
- Zrozumiałem, że nie byłbym w stanie żyć bez ciebie – ujął jej twarz w dłonie. – Dosłownie – zaśmiał się.
Violetta nie czekała ani chwili dłużej. Uniosła się do pozycji siedzącej i owinęła dłonie wokół szyi chłopaka, po czym wpiła się w jego usta. Teraz wiedziała, że będzie mogła robić to codziennie.


2 komentarze:

  1. Wzruszenie :')
    takie love story z domieszkiem dramatu
    od dziś zostaję czytelniczką bloga ^^
    komentuję i czytam (lub odwrotnie)
    będę już spadała ;9

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jesteś idiotką, jesteś wspaniałą dziewczyną z wielkim talentem. I masz to zapamiętać ^^
    Ale przechodząc do miniaturki:
    Piękna <333
    Viola nie może żyć bez Leosia, a on bez niej <33
    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu miniaturek/os'ów i czekam na Marcesce *-*
    Besos <3

    OdpowiedzUsuń