sobota, 23 maja 2015

Time to say goodbye

6 komentarzy:
Hej, Misiaki.
"Nic nie jest wieczne", prawda? Więc pewne było to, że przyjdzie także czas na zakończenie tego bloga.
Wątpię, aby ktoś był przez to mega smutny, gdyż prawie nic się tutaj nie pojawiło i byłoby pusto jeszcze przez długi czas.
Żadna z nas nie miała wystarczająco czasu/pomysłów aby napisać jakikolwiek One Shot. Wiem, że stworzenie np. miniaturki wydaje się dziecinne proste, ale czasami nie można tego dokonać mimo usilnych starań. 
No cóż, dziękujemy każdej osóbce, która zajrzała na nasz blog. Kochanym człowieczkom, jakie poświęciły Swój czas na napisanie komentarza (tj. V-Loverka, Teddy, Brithany, Kinga, Juliet Pasquarelli, Alex, Katie, Mela) lub zaobserwowanie naszej strony ♥
Goodbye ♥

poniedziałek, 30 marca 2015

"Przeszłość stała się jutrem"

2 komentarze:

Tytuł: Przeszłość stała się jutrem
Para: Diecesca no, powiedzmy
Rodzaj: List



Kochany Diego! 
Gdy czytasz ten list, ja już nie żyję. Piękny wstęp... Czuj się zaproszony na mój pogrzeb. Cóż za ironia. 
Pamiętasz jak to było, kiedy się poznaliśmy? Właśnie... To było  tak niesamowicie dawno.
Oboje byliśmy młodzi i wydawało nam się, że to, co nas łączy, jest równocześnie tym, co nas dzieli. Szklana przeszkoda do szczęścia. Naszego. Wspólnego. Szczęścia, którego tak naprawdę nie udało nam się zaznać.
Wyobraź sobie, że choć bardzo się starałam, nigdy nie udało mi się wyrzucić z głowy wspomnień. Tak niezwykle pięknych, tych bajkowych.  
Nie da się zapomnieć słów, które szeptałeś mi wprost do ucha, unosząc delikatnie moje kruczoczarne kosmyki włosów. 
Myślisz, że mogłabym puścić w niepamięć to, co razem przeżyliśmy?
I do końca ślepo wierzyłam, że wszystko może wrócić. 
Niestety, rzeczywistość okazała się inna. Zauważyłeś, że ona nigdy nie jest taką, jaką chcemy ją widzieć? 
Przez jedną, małą sprzeczkę, straciliśmy siebie nawzajem. Auuuć. 
I niby każde z nas ułożyło sobie jakoś to życie. Może jesteś szczęśliwy u boku Violi. Zawsze miała, to, co chciała. 
Och, nie, wybacz, nie chciałam być wredna. Mi z Leonem też jest dobrze. Ehm, było. Przypominam, że nie żyję. 
Wiem, że byłeś świadomy swojej miłości do mnie. Zawsze dużo dla Ciebie znaczyłam. Jednak zapewniam Cię, że nie więcej niż Ty dla mnie. Więc możliwym jest, że usłyszysz mnie w swojej piosence, którą gra Twoje serce. Ponieważ oboje jesteśmy i pozostaniemy na zawsze cząstką siebie. 
Wiesz, że do końca mojego marnego życia, to znaczy, do teraz, nie przestałam myśleć, że kiedyś zapukasz do moich drzwi? Bo, kurde, naprawdę Cię kocham, Diego, idioto. 
Przepraszam, że byłam tak dumna i nie odważyłam się przeprosić wcześniej. W tym całym wirze zapomniałam już wtedy, jak bardzo mogą ranić słowa. 
Wybacz mi, proszę. Wiem, późno. Zbyt późno. No cóż, nie umiem cofnąć czasu, więc mam tylko maleńką prośbę. Gdy pochylisz się nad moją trumną i spostrzeżesz, że włosy przyprószyła siwizna, uśmiechnij się na wspomnienie dawnych lat. 
Może jeszcze kiedyś się spotkamy. 
Twoja na zawsze.
Francesca. 
 ~
Ojeju, jakie krótki :<
Ale nawet chyba może być.
Nie wiem... podoba Wam się?
Piszcie perełki ♥
Kocham Was <3 

niedziela, 29 marca 2015

"The sky full of stars"

2 komentarze:


Tytuł: "The sky full of stars"
Para: Leonetta (Leon + Violetta)
Grupa wiekowa: T

Od autorki: Znowu miniaturka, co za idiotka ze mnie ;-;  Na razie nie mam nic lepszego, więc dodaję to. Następnym razem postaram się napisać coś dłuższego ^^ 
Kolejną parą powinna być Marcesca, yay ♥ 
Kiedyś planuję też opublikować One Shot o Fedesce/Jortini/Ruchi/Falbie/Ludmaxi. (Z moich planów zwykle nic nie wychodzi, ale tym razem się postaram bardziej, niż normalnie :3 )


Spojrzała w górę. Ujrzała niebo usiane milionem gwiazd. Jedna, świecąca najjaśniej, przykuła jej uwagę. Postanowiła, że nazwie ją Leon i za każdym razem, gdy uniesie wzrok nocą, przypomni sobie o wszystkich chwilach, jakie razem przeżyli.
Opadła na ziemię, nie przejmując się tym, że pobrudzi nową sukienkę, i pozwoliła, by łzy spłynęły jej po policzkach. Nie musiała udawać, że czuje się dobrze. Nie chciała. Pragnęła w końcu zrzucić maskę, która przez cały czas zakrywała jej prawdziwe emocje.
Była silna przy nim, to wystarczy. Teraz nieważni są ludzie patrzący na nią, jak na wariatkę, spuchnięte oczy, rozmazany makijaż. Nic się nie liczy, gdy straciła swojego ukochanego.
Dlaczego pozwoliłaś mu odejść, skoro teraz masz zamiar cierpieć?
Zrobiła to dla jego szczęścia? Aby mógł spełniać swoje marzenia? Na tym właśnie polega miłość, prawda? Na wyrzeczeniach.
Zakochanie się w kimś jest gorsze od śmierci. Sprawia, że jesteśmy w stanie zrobić wszystko dla tej jedynej osoby. Stawiamy jej radość ponad naszą.
To wręcz idiotyczne, jak ważny może być dla nas drugi człowiek.
Przetarła oczy dłonią i wstała z pozycji siedzącej. Nie chciała dłużej znajdować się na lotnisku i łudzić, że z niewiadomych przyczyn samolot, którym leciał Leon zawróci, jednocześnie sprawiając jej największą radość.
Ruszyła w stronę samochodu. Łzy najwidoczniej nie chciały się kończyć, ponieważ ciągle wypływały z oczu. Postanowiła, że musi się do nich przyzwyczaić. Przez kilka następnych miesięcy tygodni będą jej najlepszymi przyjaciółkami. Nie opuszczą jej nawet na krótką chwilę.
Weszła do pojazdu i z całej siły uderzyła w kierownicę. Chciała dać upust emocjom. Musiała się na czymś wyżyć, inaczej zwariowałaby.
- Dlaczego mnie zostawiłeś, idioto?! – krzyknęła, prawie wyrywając sobie płuca.
Wiedziała, że jej nie usłyszy.
Zdawała sobie sprawę z tego, że sama pozwoliła mu odejść.
Ale to nie oznacza, że strata nie będzie boleć.
Stanęła przed drzwiami domu swojego chłopaka i zapukała kilkakrotnie. Nie musiała długo czekać, aż go zobaczy. Tuż po uchyleniu wrót, rzuciła mu się na szyję.
- Czasami wydaje mi się, że chcesz mnie udusić – zaśmiał się.
- Nigdy nie zrobiłabym tego osobie, którą kocham – delikatnie się od niego odsunęła i uniosła kąciki ust.
Bez zbędnych słów, udali się na górę, do pokoju młodego mężczyzny.
- Dlaczego chciałeś, żebym przyszła? – spytała, siadając na rogu łóżka. – Stało się coś złego?
- Wręcz przeciwnie – na jego twarz wstąpił promienisty uśmiech. – Mam szansę na rozwijanie swojej kariery. Jeden z producentów zobaczył mój występ i chce zorganizować mi własną trasę koncertową – mówił z wyraźnym podekscytowaniem.
Dziewczyna w pierwszej chwili ucieszyła się tak samo, jak chłopak. Jednak potem zrozumiała, z czym to się wiąże. Jeśli on wyjedzie, ich związek straci sens. Wszystko, na co tak długo razem pracowali, rozpadnie się w jednej chwili, pozostawiając po sobie pustkę w sercu.
- To cudownie – wymusiła uśmiech.
Mimo wszystko, nie mogła zrujnować jego marzeń. Wiedziała, jak Leonowi zależało na tym, aby ludzie poznali jego twórczość. W końcu nadarzyła się okazja. Nie pozwoli mu jej zmarnować.
- Nie wyglądasz na przekonaną – posmutniał. – Jeśli chcesz, żebym został, powiedz. Zrobię dla ciebie wszystko – ujął jej twarz w dłonie, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.
Znał ją lepiej, niż ktokolwiek inny, przecież byli razem przez całe trzy lata. Mimo to nie udało mu się wykryć fałszu wymalowanego na twarzy brunetki. Lub najzwyczajniej nie chciał tego zobaczyć.
~*~

Następnego ranka z trudem zwlekła się z łóżka. Najchętniej zostałaby pod kołdrą całe życie i wypłakała sobie oczy. Niestety, musiała iść do szkoły.
Wcześniej uczęszczała do niej z radością. Każdego dnia wręcz biegła, by jak najszybciej się tam znaleźć. Ale teraz wszystko się zmieniło.
Wystarczy, by zabrakło jednej osoby w naszym życiu, a od razu wszystko traci sens.
Weszła do kuchni, włączyła telewizor i zaczęła szykować sobie śniadanie. Jeszcze wczoraj robili to razem.
W pewnej chwili z głośników telewizora wypłynęły dwa, jakże okrutne zdania.
„Wczorajszy samolot z Buenos Aires do Nowego Jorku rozbił się. Nikt nie przeżył.”
Naczynie znajdujące się w jej dłoni wypadło na podłogę i roztrzaskało się z hukiem. Tak, jak jej serce.
Opadła na ziemię, a całe jej ciało przeszły dreszcze.
Nawet nie zauważyła, kiedy poraniła ręce odłamkami szkła. Ból fizyczny w tej chwili nie mógł równać się z psychicznym.
Nie potrafiła uwierzyć w to, że go straciła. Już na zawsze.
Pomyśleć, że wczoraj była tak głupia i rozpaczała przez to, że nie zobaczy go przez zaledwie rok.
Dwanaście miesięcy nie może równać się z cholerną wiecznością.
Po kilku, najgorszych w jej życiu, minutach, krew i łzy, spływające ciurkiem po jej twarzy, wymieszały się, tworząc wokół niej kałużę.
- Jeśli wziąłeś jego, na co czekasz?! – krzyknęła, kierując wzrok w górę. – Zabierz też mnie.
O dziwo, płacz pozwolił wypowiedzieć jej te, pełne nienawiści, słowa.
W pewnej chwili poczuła, jak kręci jej się w głowie. Oczy mimowolnie się zamknęły, a dziewczyna straciła przytomność.
Niedługo się zobaczymy.

~*~

Otworzyła powoli oczy. W pierwszej chwili nie mogła przyzwyczaić się do jasności, panującej w pomieszczeniu.
- Obudziła się! – nagle do jej uszu dobiegł donośny krzyk.
Momentalnie rozszerzyła powieki i spojrzała z przerażeniem na osobę, która prawie doprowadziła ją do zawału.
- F-Francesca? – z trudem wydusiła słowa.
- Nic nie mów – dziewczyna przyłożyła jej palec do ust. – Jesteś zbyt słaba. Straciłaś dużo krwi, musisz się oszczędzać – delikatnie się uśmiechnęła.
Dopiero teraz przypomniały jej się ostatnie wydarzenia.
Wypadek.
Strata.
Rozpacz.
Poczuła, jak łzy ponownie zbierają się pod jej powiekami.
Serce Violetty podzieliło się na jeszcze mniejsze kawałeczki, które rozprzestrzeniły się po całym jej ciele, powodując trudny do zniesienia ból.
Wtedy do pokoju wszedł on. Z tym samym blaskiem w oczach, identycznym uśmiechem oraz, jak zwykle, idealnie ułożonymi włosami.
Castillo otworzyła szeroko oczy. Nie mogła uwierzyć, że jej ukochany przed nią stoi.
Znalazła się w niebie?
- Ty żyjesz? – z trudem łapała oddech, wydawało jej się, że to najpiękniejszy sen.
- Jak widać – zaśmiał się. – I nie mam zamiaru nigdzie odchodzić.
- Ale… przecież… samolot – nie była w stanie wymówić tych okropnych słów.
- Wysiadłem, gdy wylądował się we Włoszech. Trochę zajęło mi dotarcie, ale już jestem – uniósł kąciki ust.
- Dlaczego to zrobiłeś? – oczy dziewczyny delikatnie się zaszkliły.
Nie sądziła, że Leon będzie w stanie zrezygnować z kariery na rzecz ich związku.
- Zrozumiałem, że nie byłbym w stanie żyć bez ciebie – ujął jej twarz w dłonie. – Dosłownie – zaśmiał się.
Violetta nie czekała ani chwili dłużej. Uniosła się do pozycji siedzącej i owinęła dłonie wokół szyi chłopaka, po czym wpiła się w jego usta. Teraz wiedziała, że będzie mogła robić to codziennie.


poniedziałek, 9 marca 2015

" Fire "

2 komentarze:

Tytuł: Fire
Para: Fedemila
Gatunek: nowela ?
Ograniczenia wiekowe: K



Czy warto kochać? 
Kiedyś myślałam, że nie. 
Teraz jednak jest ze mną inaczej...
Ludmiła, nastoletnia uczennica z prestiżowej szkoły w Buenos Aires - Studia On Beat.  
Na początku potrafiłam przejść obok niego bez cienia emocji. 
Do puki nie zobaczyłam go w ramionach innej.
Starała się być obojętna na wszelkie piękno i brzydotę. 
Widziała tylko siebie w całym wszechświecie.
Nie mogłam śpiewać.
Nie mogłam tańczyć.
Ale pewnego dnia zjawił się chłopak. 
Federico. Włoch z wymiany. 
Był...jest idealny. 
Przystojny i utalentowany.
W jednej chwili jej życie zrobiło obrót o sto osiemdziesiąt stopni. 
Już nie pragnęła sięgnąć ideałów. 
Podziwiałam go.
Oczywiście nikt o tym nie wiedział. 
Nie była przyjacielskim typem człowieka. 
Trzymała dystans. 
Uczniowie mieli ją za zarozumiałą divę. 
Może faktycznie nią była. 
Do czasu...
Potrafiłam zatopić się w jego oczach.
Umiałam stracić przytomność, jednocześnie będąc w pełni świadoma otaczającej mnie rzeczywistości.
Uświadomiła sobie wtedy, że to nie w okół niej kręci się świat.
Potrzebowałam zrozumienia.
Chciała być kochana. 

Ale jak można sprawić by w jeden dzień ludzie zmienili o Tobie zdanie?
Moje serce cały czas rwało się do niego.
A on nie dostrzegał mnie.
Dla niego niczym nie wyróżniała się z tłumu.
Może inni, może Broadway, Leon, Thomas, Maxi... może Braco, Napo, Diego... może.
Może dla nich była niesamowitą gwiazdą, rozświetlającą mrok panujący w kosmosie.
Ale dla niego była nikim. 
Może dla innych, może dla Violi, Cami, Fran... może dla Naty, Leny, Lary... może dla Any, Libi i reszty...
Może dla nich była niezwykłym dźwiękiem, wypełniającym próżnię. 
Ale dla niego zupełnie się nie liczyła.
Czułam, że opadam.
Byłam chora na bezradność.
Postrzegał ją jako rozpieszczoną dziewczynkę, która zawsze dostaje czego chce i nie liczy się z innymi. Miał wrażenie, że jest obojętna na cierpienie i wołanie na pomoc. 
Nie próbował nawet bliżej jej poznać. 
Czuł, że nic ciekawego z tyj znajomości nie wyjdzie.
Czy tak na prawdę się mylił?
Starałam się zabić rosnące w mnie uczucie.
Lecz cy da się stłumić najpiękniejsze dźwięki? 
Dźwięki leśnych dzwoneczków...szumu płynącej wody...szelestu liści drzew...śpiewy ptaków...
Tak samo nie da się przestać kochać. 

Ona kochała. 
Ale on nie. 
Z natury była osobą zawziętą i przebiegłą.
Nie dawała za wygraną. 
Chciała go mieć. 
Łatwo nie odpuszcza.
Liczyłam, że go zdobędę.
Ale on nie jest jak wszyscy.
On nie poleciał na śliczną buźkę i słodkie minki.
Musiała się wysilić.
W układaniu planów była mistrzynią.
Nie tym razem.
Już miałam się poddać.
A gdym powiedziała mu co czuję?
Powiedziała.
Nie uwierzył jej. 
Zakpił. Wyśmiał.

Początki ich znajomości nie były ciekawe. 

I pewnie gdyby nie jeden przypadek...jedno słowo...ciągle by takie były.

To był wietrzny wieczór. Ludmiła siedziała po turecku na łóżku i rozczesywała swoje splątane blond kosmyki. 
Dziewczyna spojrzała za okno i westchnęła ciężko. Zbierało się na deszcz. Drzewa w jej ogrodzie przechylały się pod wpływem mocnych uderzeń powietrza. 
Prąd wysiadł. 
Była sama w wielkiej willi. Położyła się na miękkim dywanie. Poczuła, że kot ociera się o nią. Delikatnie gładziła go po karku.
Była senna, ale za razem nie chciało jej się spać. 
Miała ochotę tańczyć, jednocześnie nie ruszając się z miejsca.
W końcu tak zagłębia się w marzeniach, że usnęła.
Spała snem kamiennym. 
W tym czasie obok jej domu przechodził Federico. 
Walczył z żywiołami. 
Woda i powietrze.
Skądś przywiało i piach. Więc była też ziemia.
Brakowało tylko ognia.

Nie mów hop, do puki nie przeskoczysz.

Zobaczył, że przez uchylone okno, z posesji Ferro wydostają się kłęby dymu. 
Podbiegł szybko do okna. 
Cała kuchnia płonęła.
Wiedział, że Ludmiła jest w domu.
Zdarzyło się szczęście w nieszczęściu, gdyż drzwi wejściowe były otwarte. 
Intuicja kazała mu biec na górę. 
Przeskakiwał po kilka schodków. 
Na końcu korytarza dostrzegł otwarte drzwi. 
Nie myślał. Działał. 
Wpadł do pokoju. 
Na podłodze leżała Ludmiła. Obok niej kot.
Padł na kolana i próbował ją cucić. Na nic jednak poszły wszelkie starania.
Wyczuwał, że płomienie powoli zbliżają się do nich. 
Wziął dziewczynę (i kota) na ręce i zbiegł na dół. Wybiegł na podwórko.
Kot pobiegł gdzieś w krzaki.
Fede ułożył Ludmiłę na mokrym trawniku. 
Nie wiedział co robić. 
Jego telefon był rozładowany, jej pewnie został w domu, a nie bądźmy śmieszni, dobrze wiedział, że nikt go nie usłyszy.
Totalna porażka.

Patrzyła na nią pusto. Zdała mu się taka bezbronna i piękna. 
Nagle zobaczył, że jej powieki delikatnie zaczęły się poruszać. 
Uklęknął obok dziewczyny.
Chwycił jej dłoń. 
Delikatnie nachylił się.
Przytknął swoje usta do jej. Odwzajemniła pocałunek. Oplotła jego szyję swoimi ramionami, on oparł dłonie na talii Ludmiły. Językiem delikatnie rozchylił wargi dziewczyny. Pozwoliła mu na to. Mało. Odpowiedziała tym samym. 
Trwali złączeni przez długi czas. 
Całowali się gorąco i namiętnie. 

Kiedy oderwali się od siebie ona spojrzała na niego oczami pełnymi miłości. 
Położył się obok blondynki i patrzył na nią. Zaczął bawić się jej niesfornymi kosmykami. 
Deszcz powoli przestał podać, słońce wychodziło zza chmur. 
Byli cali przemoczeni i nie mieli do czego wracać. 
On może i miał ale nie chciał rozstawać się z dziewczyną. 
Nie mówili nic. Nie potrzebowali słów. 

W końcu go zdobyłam. 

Szli wolno, chodnikiem, do domu Naty. 
Lud zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej przyjaciółka. Zaprosiła ich do środka, dała ubrania, ciepłe jedzenie.
 Żadne z nich nie chciało rozmawiać, a Natalia jakby to wiedziała, wcale nie pytała. 

Ludmiła nie miała teraz już nic. 
Spłonęło wszystko.
Ale była szczęśliwa. 
Ogień rozpalił miłość w naszych sercach. 

I pomyśleć, że gdyby nie pozostawiła ziemniaków na włączonym gazie ciągle byłaby nikła w oczach Federico. 

Została jej jeszcze miłość. 
Teraz już wiem, że warto kochać. 
Kocham kochać. 

~
Dziwne to.
Nie wiem co myśleć.
A Wam jak się podobało?
Obiecuję, że następna praca będzie o Diecesce!
Bajołki ♥ Koffam ♥

poniedziałek, 16 lutego 2015

"Nigdy nie mów nigdy"

2 komentarze:
Tytuł: Nigdy nie mów nigdy
Para:  Fedemila
Gatunek: Romans
Ograniczenia wiekowe: 18+



Ludmiła siedziała na kanapie w pokoju dziennym. Znudzona, przeglądała strony swojego ulubionego magazynu - „Vouga”.
Dwudziestolatka, wiecznie niezadowolona. O twarzy bez wyrazu i chłonnych zemsty oczach. Z kaskadą jasnych loków i idealną cerą. Bogata i kapryśna. Witamy w świecie panny Ferro.
Nagle cały dom wypełnił pisk.
Blondynka, zrezygnowana, znudzona, przewróciła wymownie oczami.
- Amber, uspokój się! - warknęła do młodszej siostry.
Rudowłosa dziewczyna w wieku około piętnastu lat, z wielkimi zielonymi oczami i pogodną buzią zbiegła ze schodów i zaczęła skakać radośnie wokół pokoju.
- Ludmi! Ludmi! - krzyczała. - Wygrałaaaaam!
- To super – rzuciła Lud od niechcenia i przerzuciła kolejną stronę czasopisma.
- Nie cieszysz się? Jedziemy razem na koncert Federico! - zapiszczała.
- Ja nigdzie z tobą nie jadę. Ten twój Federico, to, mogę się założyć, tandetna podróba Biebera. Błagam ,no. Widziałaś te jego grzywkę? - prychnęła.
- No właśnie widziałam! Jest ślicznaaaa! On jest śliczny! Kocham go!- znów zaczęła piszczeć i skakać, podniecona myślą, że wygrała dwa bilety w pierwszym rzędzie, na koncert swojego idola.
Owszem, mogła zabrać ze sobą jedną z przyjaciółek, których miała mnóstwo, ale wolała siostrę. Była, mimo swojego podłego sposobu bycia, kimś, w kim ona znajdowała oparcie, kiedy naprawdę tego potrzebowała. Poza tym już od jakiegoś czasu pragnęła pokazać Ludmile, jak bardzo doskonały jest Federico.
Blondyna pokiwała głową z dezaprobatą. Ale uśmiechnęła się. Wbrew pozorom Amanda znaczyła dla niej bardzo dużo, widok dziewczynki w stanie euforii był dla niej jak miód na serce. Była dla niej oczkiem w głowie. Tylko ją tak naprawdę kochała. Od śmierci ich rodziców w wypadku, rok temu, miały tylko siebie.
Odłożyła gazetę i skierowała się w stronę kuchni, by przyrządzić kolację.
•••
Lud weszła do pokoju młodszej siostry. Postawiła talerz z jedzeniem na biurku i rozejrzała się. Ściany pokrywały jego zdjęcia i plakaty. Na półce stała jego podobizna. Kliknęła w myszkę od laptopa. On na tapecie. Westchnęła zrezygnowana.
- Wygrałaś. Zabiorę cię na ten koncert – powiedziała do dziewczynki wchodzącej do pokoju.
Przecież nie mogła odebrać jej szansy na spotkanie ulubieńca.
•••
Siedziały w pierwszym rzędzie. Ludmiła zapatrzona w ekran swojej komórki, w ogóle nie zwracała uwagi na to, co dzieje się wkoło.
Federico wyszedł na scenę. Światła zaczęły migać, a z głośników ryknęła melodia. Po chwili zaczął śpiewać.
Io per te muoio d'amore
Riscatta il mio cuore
Tu vieni con me
E allora
...

Przeleciał wzrokiem po szalejącym tłumie i zatrzymał się na niej.

Esta noche pensé
En pasarte a buscar
Que estés lista a las diez
Invitarte a cenar

Wydała mu się wyjątkowa.
A esos sitios que nunca te llevo
Y a la luz de la luna
Confesarte un deseo
Y a la orilla del mar

Inna niż wszystkie.
Diré frases de amor
Iremos a bailar
Muy juntitos los dos
Y a la hora en que

Coś w niej było, co sprawiało, że nie mógł przestać na nią patrzeć.
Las princesas se enamoran
Dejarás el salón
Por quedarnos a solas
- Siostruś, on śpiewa dla ciebie! - szepnęła Amanda.
Ogarnij się... - udała, że wcale ją to nie obchodzi i dalej przeglądała strony internetowe w telefonie.
Kiedy po mniej więcej godzinie muzyka ucichła, ona ciągle siedziała na krześle i dłubała coś w swoim iphonie.
- Ej – warknęła do kogoś, kto stanął przed nią – zasłaniasz światło!
Mimo to, ten ktoś nie ruszył się z miejsca. Blondynka uniosła głowę i spojrzała gniewnie na Federico.
- Gdyby nie to, że moja siostra cię kocha, byłbyś jedną nogą w grobie – mruknęła.
- Spokojnie. Tylko nie gryź – zaśmiał się. - To jeśli twoja siostra rak mnie lubi, to może chcecie przejść się ze mną za kulisy? - zapytał.
- Coś kręcisz... zrobię to tylko dla Amy – syknęła. Wstała, pociągnęła siostrę ze rękę i ruszyła za piosenkarzem.
Argentynka stała, oparta o komodę, cały czas gapiąc się w telefon, podczas gdy jej młodsza siostra i jej idol rozmawiali beztrosko.
- A panna 'uzależniona od komórki' ? - zaśmiał się gorzko.
- Wal się – bąknęła.
Chwile potem rudowłosa wyszła z pomieszczenia, znikając w garderobie.
-No to może chociaż zdradzisz jak masz na imię? - podszedł do niej na niebezpiecznie bliską odległość.
- Spadaj – odwróciła wzrok.
- Hm... oryginalne – kąciki jego ust uniosły się.
- Myślisz, że jesteś zabawy? Bo jeśli tak, to się mylisz. I pewnie sądzisz, że jeśli jesteś 'supergwiazdą' to wszystko ci wolo. Ale tak nie jest. Jesteś tylko człowiekiem. Nic nadzwyczajnego.
- I tu się z tobą zgodzę – dotknął jej ramienia, delikatnie, opuszkami, a ją – sama nie wiedziała czemu – przeszedł przyjemny dreszczyk. - Jestem jak każdy inny. I może właśnie dlatego zgodzisz się spędzić ze mną jeden dzień ?
- Z T-tobą d-dzień? - zająknęła się. - N- nie wiem.
Wcisnął jej do ręki mały papierek.
- Zadzwoń, jeśli się zdecydujesz... będę czekał – mruknął zalotnie i oddalił się.
•••
Co jest ze mną nie tak? Dlaczego serce kołacze mi się w piersi, a krew pulsuje w żyłach? Czemu to się dzieje, kiedy myślę o Federico? To chore. Przecież on nic, kompletnie nic dla mnie nie znaczy. Jest gwiazdą. No i? Nie lubię go! Tak mi się wydaje... chyba... chyba go nie lubię...
Okłamywała samą siebie i dobrze o tym wiedziała.
W końcu do niego zadzwoniła. Dłonie jej się trzęsły, a serce waliło jak młot.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie linii.
- Federico? Tu Ludmiła – powiedziała niepewnie.
- Och, Ludmi. Cieszę się, że się zdecydowałaś. To co? Mógłbym się z tobą jutro spotkać?
- Właściwie, to... to tak – zaczęła nerwowo skubać paznokcie. Podała mu swój adres i kiedy się rozłączyła, opadła na łózko.
Dochodziło to do niej pomału. Wolno. Małymi falami. Umówiła się na randkę z Federico! Czuła się jak główna bohaterka, tego hitowego filmu, który niegdyś oglądała - „Randka z gwiazdą”.
Po momencie zerwała się na równe nogi. Nie znała godziny, w której on po nią zawita, dlatego musiała sobie przygotować wszystko teraz.
Wpadła do dużej garderoby i zaczęła przewracać wszystko do góry nogami. Dopiero po upływie kilku minut uświadomiła sobie, co się z nią dzieje. Zakochała się. Co gorsza, zakochała się w Federico. Usiadła na kupce rozwalonych sukienek, a łzy same wypływały spod jej powiek.
Amanda zaniepokoiła dźwiękami dochodzącymi z pomieszczenia, w którym znajdowała się jej prawna opiekunka.
- Luśka, co się dzieje? - zapytała, przykucając przy niej.
- Zakochałam się – wyznała całkiem szczerze i nawet zdziwiło ją to, jak wielką ulgę dało wypowiedzenie tych słów.
- Ustalmy coś... Ja nie jestem już dzieckiem i wiem co chodzi po twojej główce. Idź jutro z Federico i baw się dobrze... Oj, nie patrz tak na mnie! Taaak, podsłuchiwałam... - zaśmiała się cicho i wyszła.
•••
Była gotowa na dziewiątą. Szykowała się długo, bo aż trzy godziny. No i po co?
Przyjechał po nią przed dziesiątą. Zaprosił do długiej, czarnej limuzyny z przyciemnianymi szybami. Obdarzyła go uśmiechem. Szczerym, promiennym.
Usiadła wygodnie, oparła się i założyła nogę na nogę. Patrzył na nią. Podobała mu się. Widział w niej coś innego. Przysiadł koło niej. Nie mógł oczu oderwać, ale ona o tym nie wiedziała, bo patrzyła na krajobraz przemijający za oknem.
- Gdzie właściwie jedziemy? - zapytała cicho, nie odrywając wzroku od szyby.
- Do mojego domu – uśmiechnął się. - Tylko tam możemy mieć spokój.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. No tak, przecież on jest gwiazdą, o której piszą we wszystkich brukowcach i szmatławych magazynach. W TV i radiu też ciągle o nim nadają. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że to musi być bardzo męczące.
Wysiedli z pojazdu. Odwróciła się w stronę czegoś, co on nazwał 'domem'. Szczęka jej opadła, kiedy zobaczyła wielką willę. Bez dwóch zdań miała powierzchnię liczoną w kilometrach kwadratowych. Dwupiętrowa, całkowicie oszklona od lewej strony. Szkło jednak było takie, że z zewnątrz nie można było nic dostrzec.
Cały dzień spędzili bardzo miło. Zaczęli tym, że razem, w sali kinowej obejrzeli Film. Potem ona znalazła w kuchni coś, z czego ugotowała posiłek, który potem zjedli na tarasie. Nie obyło się bez maleńkiej bitwy na jedzenie. Musiał dać jej ubrania na zmianę. Swoje ubrania. Dostała luźny, na nią za duży, oczywiście, T-shirt. Dżinsy przetrwały wojnę, więc obyło się bez zmiany ich. Poszła do łazienki, by umyć włosy i przebrać się. Stanęła przed lustrem i spojrzała po sobie krytycznym wzrokiem. Zawiązała supeł na dole podkoszulka.
- Hm... no, no, Lu – mruknęła do siebie, patrząc na swoje odbicie w lustrze. - Wyglądasz całkiem słodko...i seksownie. W skali od jednego do dziesięciu... daję ci dziewięć i pół.
Posłała całusa swojemu odbiciu po czym wyszła z toalety. Włosy zaczesała do tyłu, bo cały czas były mokre. Zeszła do salonu, gdzie czekał na nią Federico.
- Mam pomysł – powiedział, poklepując miejsce na kanapie, obok siebie, w zachęcającym geście. - Zagrajmy w ''prawda czy wyzwanie''... tylko bez wyzwań.
- Ołkej, ale tylko jeśli pozwolisz mi zacząć – usiadła na wskazanym miejscu. Wzruszył ramionami na znak, że to mu obojętne. - No więc... ile dziewczyn było tu przede mną?
- Ani jedna. Ile masz lat?
- Dwadzieścia. Czemu mnie tu zaprosiłeś?
- Bo jesteś... inna. Masz chłopaka?
- Nieee. Co masz na myśli, mówiąc 'inna' ?
- Każda z dziewczyn, które poznałem do tej pory, miała mnie za gwiazdę i lepiła się do mnie jak mucha do smoły. A ty widzisz we mnie normalnego człowieka. Co sądzisz o mojej muzyce?
- Po pierwsze. Muzyka nie jest twoja. Muzyka jest wszystkich. Tak? A tak w ogóle to, ja nie słucham twoich utworów.
Zarumieniła się, czując na sobie jego spojrzenie. Spuściła wzrok na podłogę. Ciągle nie była pewna. Czy on czuł do niej to samo? W końcu zebrała się na odwagę.
- Wierzysz miłość od pierwszego wejrzenia?
- Muszę w nią wierzyć, skoro ją przeżyłem.
Milczał. A nawet gdyby mówił, ona nie słuchałaby. Za bardzo zajęła się uspokajaniem serca, które waliło jak oszalałe.
Czy na pewno mówił o niej?
Uniósł jej podbródek, delikatnie by spojrzeć w oczy.
Mówił o niej.
Czuła jego ciepły, równomierny oddech na swojej twarzy.
- A ty? Ty wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
- T-t-tak – wydusiła z siebie.
Ich usta dzieliły milimetry, kiedy zadzwonił domofon. Speszona, oddaliła się od niego.
- Zaraz wrócę – oświadczył i zniknął za ścianą.
Po kilku minutach wrócił z tacą, na niej stało wino i dwa kieliszki.
- Może masz ochotę? - zaproponował stawiając wszystko na szklanym stoliku.
- Jeśli słodkie i czerwone, to owszem – przyznała.
- Jakimś dziwnym trafem podejrzewałem, że możesz preferować właśnie takie.
Pili dużo i zachłannie. Śmiali się ze wszystkiego i niczego. Po prostu się upili. Ale nic nie trwa wiecznie. Wino w końcu się skończyło.
- Któraa goodzina? - zapytała chwiejąc się na własnych nogach. Potknęła się i upadła prosto na jego kolana. - O jeeej – zaśmiała się.
Po upływie kilku sekund, spoważniała. Patrzyła w jego tęczówki i mimo stanu otępienia, czuła, że mogłaby się w nich utopić. Zacisnęła pięści na jego koszulce i zaczęła całować. Odwzajemnił pocałunek, łapiąc ją w talii i przyciągając do siebie. Instynktownie wplótł dłonie w jej włosy. Całowali się długo, z pasją i namiętnością.
Zabrała się za rozpinanie guzików w jego górnej części garderoby. Nie pozostał jej dłużny i z nietypowa dla siebie brutalnością zdarł z niej podkoszulek. Wziął ją na ręce i cały czas składając pocałunki na jej malinowych ustach, przeniósł do sypialni. Ułożył dziewczynę na dużym łóżku. Dłonie przesuwał od dolnej granicy stanika w dół, a kiedy w dalszej drodze przeszkodziły mu jej spodnie... zwyczajnie się ich pozbył. Ale sama blondynka też nie próżnowała. Zabrała się za rozpinanie paska, który podtrzymywał dżinsy Federico. W końcu usłyszała satysfakcjonujący dźwięk, bo upadły na podłogę.
Włoch pochylił się nad nią. Pocałował raz jeszcze i zsunął usta niżej. Delikatnie muskał wargami szyję Ludmiły. Po pewnym czasie, w którym ona wzdychała cicho z przejęcia, przeniósł się na obojczyki. Na początek ucałował każdy, z osobna, po czym lekko przygryzł skórę na nich. Dłonie chłopaka spoczęły na zapięciu stanika, które swoją drogą szybko ustąpiło, a sam element bielizn wylądował gdzieś daleko. Przejechał językiem po mostku, a ręką pieścił jedną z piersi blondynki. Jęknęła i palcem wskazującym przejechała po kręgosłupie kochanka, tak, że ten wyprostował się jak struna. Sama uniosła się do pozycji siedzącej. Pchnęła go tak, że wyłożył się na poduszkach.
- Nie myśl sobie, że ja tu tylko będę tak leżeć – przycisnęła go dłonią tak, że nie mógł wstać. Oczy dziewczyny zaświeciły się.
- Aww, kiciu – szepnął do jej ucha po czym przygryzł jego płatek. - Pozwól mistrzowi działać – złapał ją w biodrach i odwrócił.
Pokiwała głową, ale nie protestowała. Nie chciała mu się sprzeciwiać, a poza tym, musiała przyznać, że tak było jej dobrze.
Powrócił do swojej 'mokrej wędrówki' przemierzając tą część brzucha, pod żebrami. Cały czas brnął w dół. Kiedy ustami dotknął brzegu koronkowych majtek Lud, zostawił je w spokoju, na co ona jęknęła zawiedziona. Rozchylił uda partnerki, pieścił je od wewnętrznej strony. Składał na nich długie pocałunki. Długie i mocne.
Skończył. Otarł buzię wierzchem dłoni.
- O. Mój. Boże. To było... nieziemskie – wydusiła, wyrzucając biodra w górę.
- Poczekaj, najlepsze na koniec – wyszeptał gładząc policzek Ludmi palcem.
Zagryzła wargi, podniecona. Wiedziała co teraz nastąpi. Ale on zwlekał.
- Cholera jasna! - alkohol sprawiał, że czuła się jeszcze bardziej nakręcona. - Chce tego teraz! Już! Błagam, Federico! Błagam!
Jednym ruchem zdarł z niej ostatni element garderoby. Sam również pozbył się bokserek.
Jej oczy powiększyły się maksymalnie.
- Coś nie tak? - zapytał, choć dobrze wiedział.
- Nie... tylko, że... ghm... - umilkła, bo nie umiała dobrać słów.
Jeszcze nigdy nie widziała by któryś chłopak miał tyle ciała. Pocałował ją, a po chwili wstąpił w dziewczynę. Gdyby nie jego usta na jej, pewnie krzyknęłaby. Zacisnęła dłonie a jego żebrach. Zastygli w bezruchu. Nic poza wargami i językiem nie pracowało. Po chwili, kiedy jej mięśnie rozluźniły się, zagłębiał się w dziewczynie i lekko ruszał biodrami. Jęczała, wzdychała i pokwikiwała, co jednak było naturalnym odruchem. Zawisła na jego szyi. Dyszała ciężko. Zaplotła nogi na jego plecach. Oderwał swoją twarz od twarzy Ludmiły. Oblizała usta i zagryzła wargi. Dzikość malowała się w oczach Federa.
- Prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna, landryneczko – wysapał.
•••
Obudziła się wcześnie rano. Na początku w ogóle nie pamiętała, gdzie jest. Cholernie bolała ją głowa. Miała kaca. Odwróciła się i zamarła. Obok leżał Pasquarelli. Wszystko powracało falami. Wydarzenia z poprzedniego wieczoru omotały ją. Podskoczyła jak oparzona. Znalazła wszystkie swoje ubrania, poza bluzką. Ubrała się. Bała się wyjść. Poprzedniego wieczoru, Fede mówił, że ma służbę, której na czas jej wizyty dał dzień wolny. Przycisnęła do siebie poduszkę i zakradła się do łazienki, gdzie zostawiła swoją bluzkę. Znalazła ją i naciągnęła na siebie. Wypadła z willi i jak strzała pognała przed siebie. Wczoraj nie jechali długo, więc nie mogła być daleko. Dotarło do niej, jakie głupstwo zrobiła, a łzy same ciekły. I nawet się nie spostrzegła, a stała po drzwiami wejściowymi swojego domu. Drżącą ręką przekręciła zamek w drzwiach. Trzasnęła nimi i wbiegła do swojego pokoju. Cała aż zanosiła się od płaczu. Leżała tak, użalając się nad sobą, do puki nie usnęła.
Ocknęła się, kiedy zadzwonił telefon.
- Halo? - zapytała wpółprzytomna.
- Ludmiła? Co się stało? Czemu uciekłaś? - po drugiej stronie linii padała setka pytań.
- Stop. Federico, skończ. Nic nie rozumiesz? My jesteśmy z dwóch różnych światów. Ty sobie wyobrażasz co by się stało, gdyby ludzie się o nas dowiedzieli? Nie możemy się spotykać. Usuń mój numer z kontaktów. Żegnaj... - już miała się rozłączać, gdy on ją zatrzymał.
- Poczekaj. Proszę. Ja... daj mi cię zobaczyć jeszcze raz. Przyjdź na mój następny koncert. Na pożegnanie. Błagam.
- Ale nie mam biletu i...
- Sprawdź w skrzynce na listy. To... będziesz?
- Pomyślę – westchnęła i rzuciła komórką o ścianę. Ta odbiła się od niej i wylądowała na podłodze.
Ludmiła wyszła i skierowała się w stronę kuchni, by przyrządzić śniadanie, jednak tak bardzo była ciekawa, że musiał sprawdzić pocztę. Znalazła tam tylko jedną kopertę. Bez znaczka i adresu. Otworzyła ją. W środku znajdowała się wejściówka na koncert. Wcisnęła ją do tylnej kieszeni spodni. Występ był dzisiaj. Po długim namyśle postanowiła, że wybierze się zobaczyć go po raz ostatni.
•••
Jego głos znów rozbrzmiewał z głośników. Siedziała na samym środku pierwszego rzędu. Patrzyła jak tańczy. Patrzyła na jego zwinne ruchy. Patrzyła na niego. Takiego, jakim go pokochała.
Io per te muoio d'amore
Riscatta il mio cuore
Tu vieni con me
E allora
Patrzył na nią.
Esta noche pensé
En pasarte a buscar
Que estés lista a las diez
Invitarte a cenar
Zeskoczył ze sceny.

A esos sitios que nunca te llevo
Y a la luz de la luna
Confesarte un deseo
Y a la orilla del mar
Podszedł do dziewczyny.
Diré frases de amor
Iremos a bailar
Muy juntitos los dos
Y a la hora en que
Wyciągnął dłoń w jej kierunku.
Las princesas se enamoran
Dejarás el salón
Por quedarnos a solas
Zaprosił na scenę. Na początku nie chciała, ale w końcu uległa. Patrzyła w jego oczy i znów poczuła, że tonie.
Tłumy fanów szalały. Ale ją to wcale nie obchodziła.
Skończyła grać melodia, a on umilkł. Mimo to cały czas kurczowo się jej trzymał, w obawie, że znów ją straci.
Objął Lud w talii i przyciągnął do siebie. Złożył na jej ustach pocałunek pełen miłości. Widziały to tysiące.
Już nie było czego ukrawać i czego się obawiać. Już wszyscy wiedzieli.


A ona mogła być szczęśliwa ze swoim księciem z bajki. 
 ~
Hyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyym.
A więc przedstawiam Wam mój OS o Fedemili.
Nie mam zdanie na jego temat. Nawet może być...
A Wy co sądzicie? :)
Buziaki mi amagas ♥